czwartek, 6 maja 2010

Szkockie placuszki z karmelizowanymi bananami



Ostatnio oglądam programy o gotowaniu na kablówce. Rzadko trafiam na Nigellę, za to patrzę, co pichci (i jak klnie, choć go wypikują) Gordon Ramsay. Podoba mi się, że pokazuje ludziom, jak szybko i łatwo można upitrasić naprawdę wykwintne potrawy. Chociaż, hm, jego język nie należy raczej do parlamentarnych, to aż ślinka cieknie patrząc na to, co on gotuje...
Postanowiłam zrobić placuszki z bananami, bo wyglądały ładnie (przynajmniej Gordonowi wyszły fajnie :P), a poza tym, nie pamiętam, czy jadłam banany na ciepło. Zaopatrzyłam się więc w maślankę oraz banany, a po powrocie do domu wzięłam się do dzieła. Nie było trudne, to prawda, ale trzeba uważać na placki, aby się nie przypaliły. Jeśli chodzi o alkohol w przepisie, to a pierwszym razem dodałam trochę wermutu (nigdy wcześniej nie flambirowałam niczego! :p Nie chciało mi się podpalić, ale za to wylałam karmel na palnik :P)
Przepis Gordona możecie znaleźć tu.


Szkockie placuszki z karmelizowanymi bananami

Składniki:

3-4 banany, pocięte w ukośne kawałki (lepiej grubsze)
50 g drobnego cukru
50 g niesolonego masła
kilka solidnych łyżek rumu (ale trzeba wlać wszystko jednocześnie)
trochę wody (gdyby karmel wyszedł za gęsty)
lody waniliowe do dekoracji

100 g mąki pszennej
łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli
80 ml maślanki
50 ml zimnej wody
2 duże jajka, rozmieszane
olej do smażenia (użyłam rzepakowego)
trochę cukru, jeśli ktoś woli bardziej słodko


Mieszamy w misce mąkę z proszkiem do pieczenia, solą, cukrem, robimy dołek, wlewamy rozmieszane jajka i połowę wymieszanej z wodą maślanki. Mieszamy do uzyskania w miarę gładkiej konsystencji, spokojnie można to zrobić widelcem, a nie ubijaczką (bo jej nie mam, a miksera nie chciało mi się brudzić :P). Dodajemy drugą część maślanki z wodą i znów mieszamy.
Rozgrzewamy na patelni kilka łyżek oleju i smażymy (na rozgrzanej patelni!) placuszki, po pół chochelki ciasta na jeden (albo mniej więcej dwie stołowe łyżki - jak ktoś woli mniejsze, to przecież nie ma problemu). Uważamy, aby placków nie przypalić, mają się zezłocić, a smażą się bardzo szybko. Lepiej smażyć cieńsze niż grubsze, bo w grubszych na górze będzie rzadkie ciasto, które nam będzie wypływać w czasie przewracania na drugą stronę.
Gdy już usmażyliśmy placki (albo mamy druga patelnię), zaczynamy robić karmel. Gordonowi wyszedł ładniejszy niż mi, ale jeszcze będę próbować, może za krótko podgrzewałam...
Patelnia musi być czysta i sucha. Wsypujemy na nią cukier, równo na całej powierzchni, nie mieszamy, po prostu niech się roztapia. Gdy uzyska brązowy, ładny kolor (uwaga! nie można trzymać cukru za długo, bo się zrobi prawie czarny), zestawiamy z ognia i dodajemy masło, mieszamy. Dodajemy pokrojone banany, smażymy 1-2 minuty, żeby były jędrne - rozgotowana papka nie jest fajna. Teraz najciekawszy moment :D Flambirowanie, czyli dodawanie alkoholu i podpalanie zawartości patelni, w celu wypalenia alkoholu :D Od razu powiem, że mi trochę nie wyszło, ale będę jeszcze próbować :D
Za pierwszym razem dodałam wermutu (hm, nie miałam rumu w domu), a za drugim rumowy aromat (no cóż, wiem, że to nie to samo). Rumowy aromat chyba bardziej pasuje do tego deseru, będę musiała innym razem sprawdzić.
Wlewamy szybkim ruchem alkohol, przytykamy patelnię do palnika, aby zapalić alkohol i nie robimy tak jak ja, wylewając karmel na kuchnię :P Uważamy, żeby nie podpalić siebie, domowników i sufitu :D Alkohol wypali się sam, a aromat trunku pozostanie - o to chodzi :)
Nakładamy po 2-3 placuszki na talerz, banany, polewamy karmelem, a na wierzchu możemy udekorować lodami.
Done, jak to mawia pan Ramsay.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz